Początek meczu wskazywał, że gospodarze mogą wygrać łatwiej niż w lidze. Choć zwyciężyli w pierwszej partii tylko do 22, cały czas wynik mieli pod kontrolą, a przeciwnik ani razu nie wyszedł na prowadzenie.
W drugiej odsłonie role się jednak odwróciły. Od początku kilkupunktową przewagę wypracowała Gwardia, która bez emocji w końcówce zwyciężyła do 19.
Przełomowym okazał się trzeci set, w którym początkowo inicjatywa ponownie należała do gwardzistów. Po połowie partii na prowadzenie wyszedł wprawdzie Pamapol, ale na krótko, ponieważ trzy pierwsze piłki setowe mieli wrocławianie. Na szczęście żadnej nie wygrali i kilka szans na zakończenie seta mieli z kolei gospodarze. Wykorzystali piątą i dzięki temu Siatkarz objął prowadzenie w setach 2:1.
Główna w tym zasługa środkowych Macieja Zajdera i Wojciecha Sobali oraz najskuteczniejszego w ataku Macieja Bartodziejskiego. Jak się jednak okazało, trener Damian Dacewicz miał w rękawie jeszcze jednego asa, po którego sięgnął w czwartej odsłonie. Gdy w jego środkowej fazie goście ponownie wyszli na kilkupunktowe prowadzenie, szkoleniowiec wprowadził na plac gry Bartosza Buniaka. To on w dużej mierze spowodował, że szala zaczęła się przechylać na stronę gospodarzy, ale tego, co działo się na boisku od stanu 18:15 dla Gwardii nie przewidział nikt. Po kolejnym bloku Buniaka na zagrywkę wszedł Zajder i serwował 9 razy z rzędu, czyli do końca meczu. Dziesięć kolejnych wygranych przez wielunian wymian nie pozostawia złudzeń i daje jednoznaczną odpowiedź na pytanie, komu należało się zwycięstwo.