Po porażce 0:3 w Ozorkowie kibice byli pełni obaw co do wyniku, a przy stanie 11:17 w pierwszym secie najwięksi pesymiści już przewidywali porażkę gospodarzy w trzech setach. Na szczęście po czasie wziętym przez trenera Damiana Dacewicza miejscowi zaczęli odrabiać punkt za punktem. Gdy jednak wyszli na prowadzenie przebudził się też Rosiek i to on miał pierwszego setbola. Wielunianie wytrzymali jednak obciążenie psychiczne i po emocjonującej końcówce wygrali seta na przewagi.

W drugiej odsłonie siedemnastka okazała się również pechowa, ale tym razem dla Pamapolu. Prowadząc bowiem 17:13, w grze naszych siatkarzy nastąpił najsłabszy okres meczu, dzięki czemu goście wygrali tę partię wyraźnie.

I tym razem mylili się ci, którzy przewidywali początek końca Siatkarza. Wielunianie odnaleźli bowiem właściwy rytm gry i bez większych problemów wygrali trzeciego seta.

Czwarty z kolei, choć wygrany różnicą czterech punktów, przyniósł więcej emocji niż pierwszy, a to za sprawą końcówki i decyzji sędziego, z którą nie potrafili się pogodzić przyjezdni. Wszystko zaczęło się, gdy przy stanie 23:21 dla gospodarzy goście zaatakowali w aut. Twierdzili jednak, że piłka otarła się o blok broniących wielunian i za nic nie chcieli się pogodzić z decyzją arbitra widzącego całą sytuację inaczej. Jak na ironię najbardziej protestował wielunianin i to właśnie Andrzej Strzała ukarany został żółtą kartką, po której Siatkarz otrzymał dwudziesty piąty w secie i zarazem ostatni w meczu punkt. Potem była już tylko eksplozja radości; zarówno wśród zawodników i szkoleniowców z Wielunia jak i na trybunach, na których zasiadło ok. 600 kibiców. W tym około 200 na czterech rozkładanych trybunach, które dostarczono do hali WOSiR dzień przed meczem i które używane będą wyłącznie podczas drugoligowych spotkań siatkarzy.