Prawie, ponieważ 10 minut przed przerwą nie wykorzystali znakomitej okazji nie tylko na objęcie prowadzenia, ale i na wygranie całego meczu. Po serii błędów łódzkich defensorów bramkarz SMSu Maciej Humerski musiał się ratować faulem w polu karnym, po którym sędzia podyktował jedenastkę, a golkipera gości ukarał czerwoną kartką.
Niestety dla wielunian, jego zmiennik Andrzej Rutkowski zanotował prawdziwe wejście smoka, broniąc uderzenie Michała Wojcickiego z jedenastu metrów. Tym samym do przerwy utrzymał się wynik bezbramkowy, ale biorąc pod uwagę, że całą drugą połowę gospodarze mieli grać w przewadze jednego zawodnika, można było mieć uzasadnioną nadzieję, że WKS wreszcie zwycięży w tym sezonie w Wieluniu.
I trzeba przyznać, że pierwszy z trzech ostatnich kwadransów pokazał, że nie były to nadzieje płonne. Podopieczni Romualda Solarka zaatakowali równo z rozpoczęciem drugiej połowy, jednak Rutkowski był tego dnia nie do pokonania. Najpierw dwukrotnie wyszedł zwycięsko w sytuacjach sam na sam z zawodnikami WKSu, a gdy jego zabrakło między słupkami, piłkę z linii bramkowej wybił Kacper Świątczak.
Porzekadło o nie wykorzystanych sytuacjach, które się mszczą, sprawdziło się chwilę potem. Najpierw - po rzucie wolnym dla SMS - piłkę odbił ręką jeden ze stojących w murze zawodników gospodarzy i po rzucie karnym goście objęli prowadzenie.
Kwadrans przed końcem natomiast, po kontrataku, podwyższyli na 2:0, a utrata drugiego gola była dla miejscowych równoznaczna z utratą nadziei na odmienienie losów spotkania. W konsekwencji końcówka spotkania wyglądała tak, jakby to wielunianie grali w osłabieniu. Dlatego należy się cieszyć, że przegrali tylko 0:2.