Wprawdzie goście dwukrotnie odrobili trzy bramki straty, ale mimo nikłego prowadzenia MKS-u Wieluń do przerwy, wydawało się, że po przerwie gospodarze nie będą mieli większych kłopotów. Tymczasem druga połowa zaczęła się według najbardziej czarnego scenariusza.   Podopieczni Arkadiusza Bogusa i Mariusza Wolnego przez 8 minut tylko raz pokonali bramkarza Włókniarza i nic dziwnego, że po dłuższej przerwie goście wrócili na prowadzenie. Mylił się ten, kto myślał, że tylko tymczasowe.

Świetna postawa bramkarza dodała przyjezdnym animuszu i w ataku również poczynali sobie coraz śmielej. Dlatego w 53 minucie było 18:22, po chwili 19:23 i sześć minut przed końcem wielunianie mogli powoli żegnać się z szansami na wyjście z grupy. Na szczęście w końcówce przebudziła się wreszcie publiczność, co wyraźnie dodało wiary i animuszu graczom MKS-u. Agresywna obrona w zupełności wystarczyła, by przyjezdni przestali trafiać, a przełomem okazała się rzadkiej urody bramka Radka Majdy na 24:24.

Po chwili Dawid Polewiak obronił rzut rywala i jego koledzy mieli półtorej minuty na zwycięskiego gola. Kiedy 28 sekund przed końcem sędziowie zatrzymali czas, by Łukasz Chocza wykonał rzut karny, szczęście było na wyciągnięcie ręki. Niestety, niezawodny do tej pory przy próbach z 7 metrów zawodnik trafił w słupek, a ponieważ piłkę przejęli goście, wydawało się, że wielunianie odpadną z gry o awans. Na szczęście dla nich Patryk Drelich z Włókniarza w ostatnich sekundach zgubił piłkę, którą przechwycił Mateusz Brzezińki. Ten podał do Maćka Lewika, który z kolei po kilku kozłach, na sekundę przed końcową syreną, zdobył zwycięskiego gola.
 
Juniorów MKS czeka w niedzielę mecz w Łodzi z Anilaną, po którym z wielką nadzieją oczekiwać będą rezultatu z Piotrkowa Trybunalskiego. Tam bowiem tylko zwycięstwo Kipera z ChKS przedłuży szanse MKS na awans do dalszych gier.