Co ciekawe, przełamanie nastąpiło w meczu, którego początek w ogóle na to nie wskazywał. W siedemnastej minucie gospodarze przegrywali bowiem 0:2. Na szczęście niekorzystny przebieg spotkania ich nie zniechęcił i jeszcze przed przerwą zdobyli bramkę kontaktową, po tym jak Kamil Mituła wykorzystał niepewną interwencję bramkarza przyjezdnych.

Nadzieja wstąpiła w serca miejscowych z jeszcze większą odwagą, gdy chwilę potem - po brutalnym faulu w środku boiska - jeden z sulejowian ukarany został czerwoną kartką, a Skalnikowi przyszło grać w dziesięciu. To dodało wiatru w żagle WKS-owi, który krótko po powrocie z szatni wyrównał, a skutecznym strzelcem znowu okazał się Mituła.

Mówiąc po sportowemu, gospodarze w tym momencie poczuli krew i z jeszcze większym animuszem zaatakowali przyjezdnych. W efekcie kwadrans przed końcem wywalczyli rzut karny po tym, jak po strzale jednego z wielunian piłka w polu karnym trafiła w rękę obrońcę Skalnika.

Sędzina w takiej sytuacji musiała podyktować jedenastkę i ukarać winowajcę żółtą kartką, a ponieważ była to jego druga kara indywidualna w tym meczu, od tego momentu WKS grał z przewagą dwóch zawodników.

Gdy rzut karny pewnie wykorzystał Robert Matusiak, wielunianie po raz pierwszy w tym sezonie objęli prowadzenie na obiekcie przy ulicy Wojska Polskiego i za wszelką cenę postanowili utrzymać wynik do końca. Dlatego, choć trudno to sobie wyobrazić, w ostatnich minutach gra toczyła się praktycznie na połowie grających w jedenastu na dziewięciu gospodarzy.

Gościom nie udało się jednak stworzyć choćby jednej stuprocentowej sytuacji i tym samym WKS 1957 odniósł pierwsze w sezonie zwycięstwo w Wieluniu, pokonując Skalnika Sulejów 3:2.