A więc na początku inicjatywa należała do podopiecznych Grzegorza Garbacza, którzy około dwudziestej minuty prowadzili 10:7 i mieli kilka znakomitych okazji na podwyższenie wyniku. Niestety, żadnej nie wykorzystali, do czego w znacznym stopniu przyczynił się coraz lepiej poczynający sobie bramkarz gości Bartłomiej Żurawski.

Z kolei najmłodszy zespół w lidze poczynał sobie coraz lepiej i już do przerwy zdołał dogonić wielunian, a wynik po pierwszej połowie był remisowy 12:12. Drugie trzydzieści minut, to wyrównana gra mniej więcej przez pierwszy kwadrans. Przełom miał miejsce, gdy żukowianie zdobyli pięć bramek z rzędu, by wyjść na prowadzenie 21:18.

Potem przewaga przyjezdnych wynosiła momentami nawet pięć goli, a emkaesiacy zdołali co najwyżej zmniejszyć straty do dwóch. W efekcie goście wygrali różnicą trzech i trzeba powiedzieć, że jak najbardziej zasłużenie. Piąta porażka z rzędu MKSu boli tym bardziej, że została poniesiona z rywalem, który z kolei przed przyjazdem do naszego miasta przegrał siedem ostatnich spotkań.

Z kolei w niedzielę 30 stycznia meczem we Wrocławiu MKS rozpoczyna rundę rewanżową i konfrontacja ze Śląskiem wcale nie zapowiada się na łatwiejszą. Zresztą w obecnej sytuacji wielunian żadna już taka nie będzie, co martwi tym bardziej, że nic nie zapowiada radykalnej poprawy wyników.

Formę z poprzedniego sezonu całkiem zatracili bowiem czołowi zawodnicy MKSu, a w sobotę po meczu z GKSem pretensji nie można było mieć jedynie do Arkadiusza Galewskiego, Krzysztofa Węcka, Jarosława Cepielika i Miłosza Hansa. Tak naprawdę optymizm można opierać jedynie na historii spotkań obu drużyn w stolicy Dolnego Śląska, gdzie często MKS był górą.

Ponieważ w hali Orbita, gdzie i tym razem zostanie rozegrany mecz, zawsze sporą część kibiców stanowili mieszkający we Wrocławiu wielunianie, warto poinformować, że spotkanie w obiekcie przy ulicy Wejherowskiej 34 odbędzie się w niedzielę 30 stycznia, a jego początek o godzinie siedemnastej.