Na mecz rozegrany w minioną sobotę z utęsknieniem czekali zwłaszcza spragnieni sportowych wrażeń wieluńscy kibice, którzy z wysokości trybun nie oglądali swoich zawodników bez małej przerwy ponad półtora roku.
Jeśli chodzi o sam przebieg spotkania, to jego początek był dosyć wyrównany. Gra toczyła się bramka za bramkę i dopiero od 10. minuty gospodarze zaczęli delikatnie uciekać rywalom.
Po 20 minutach było 10:7, a na półmetku aż 17:11 dla wielunian, wśród których świetnie spisywali się zwłaszcza Artur Bożek (6 trafień w pierwszej odsłonie) oraz wspomagający go rzutowo w tym okresie gry Krzysztof Węcek, Arkadiusz Galewski i Szymon Famulski (wszyscy zanotowali po 3 bramki w pierwszej połowie).
Na nieszczęście emkaesiaków po zmianie stron Śląsk wyszedł na parkiet zupełnie odmieniony, a największa zmiana dokonała się w bramce, do której wszedł Piotr Śliwiński. To właśnie wrocławski golkiper przez długi czas wyrastał na bohatera swojej drużyny, dwojąc się i trojąc w bronieniu rzutów przede wszystkim naszych skrzydłowych.
Jego interwencje sprawiły, że w ataku jego kolegom wychodziło coraz więcej akcji i w efekcie w 49. minucie na tablicy wyników zrobiło się 23:23. Jak się okazało, gracze z Wrocławia nie poszli za ciosem.
Podopieczni Grzegorza Garbacza błyskawicznie powrócili bowiem na właściwe tory i po 3 golach z rzędu znów byli na kilkubramkowym prowadzeniu. W samej końcówce nie dali już natomiast przeciwnikom żadnych szans, gdyż na ich 4 trafienia gracze z Dolnego Śląska nie odpowiedzieli żadnym, dzięki czemu mecz zakończył się aż 6-bramkowym zwycięstwem MKS-u 31:25.