Dopiero po przerwie, o którą poprosił wieluński szkoleniowiec, miejscowi z mozołem zaczęli odrabiać straty. Na pierwsze prowadzenie wyszli przy wyniku 17:16 i choć na moment je utracili, przy stanie 23:22 wydawało się, że set znowu jest pod kontrolą WKS-u.

Niestety, trzy ostatnie wymiany wygrali goście, którzy zwyciężyli w partii 25:23 i objęli prowadzenie w setach. Może zresztą dobrze, że tak się stało, gdyż poirytowany taką końcówką trener wielunian nie szczędził w przerwie mocnych słów swoim podopiecznym, a efektem tego było wygranie drugiej odsłony do dziesięciu.

Tylko niewiele więcej mieli do powiedzenia goście w trzecim secie, w którym zdobyli siedemnaście oczek. Jednak w tym momencie, nie po raz pierwszy w tym sezonie, zawodnicy WKS-u, gdy od zwycięstwa dzielił ich tylko jeden wygrany set, wyraźnie się zdekoncentrowali.

W efekcie czwarta partia od początku była niezwykle wyrównana, a gdy LUKS wyszedł na prowadzenie 23:22, do tie-breaka doprawdy niewiele brakowało. Na szczęście w tym momencie WKS odnalazł swój rytm, a rozgrywający Bartłomiej Matejczyk wyraźnie zaufał Tomaszowi Wenclowi.

To zaskutkowało wygraniem przez gospodarzy trzech ostatnich wymian, w efekcie wygraniem seta 25:23 i całego meczu 3:1. Tym samym w swojej hali wielunianie nadal są bez straty punku. Czas najwyższy jednak po raz pierwszy zwyciężyć w meczu wyjazdowym.