Gołym okiem widać było, że szkoleniowiec wpoił swoim zawodnikom, że przeciwnika w żadnym przypadku nie można lekceważyć. Dlatego pierwszą partię miejscowi wygrali 25:8.

W drugiej gra z lekka się wyrównała, ale zwycięstwo WKS-u 25:16 również nie zapowiadało emocji w trzecim secie, który - jak się okazało - wcale nie musiał być ostatni.

Torunianie niespodziewanie bowiem objęli prowadzenie 6:2 i nawet, gdy WKS po raz pierwszy prześcignął przeciwnika przy stanie 17:16, nie przestali wierzyć w wygranie trzeciej odsłony.

W efekcie jeszcze dwukrotnie odzyskali inicjatywę i niewiele brakowało, żeby doprowadzili do końcówki na przewagi. Nie doszło do tego, gdyż po dwóch czasach Marcina Krysia jego zawodnicy potrafili odzyskać właściwy rytm.

Po meczu, w którym szansę dostali praktycznie wszyscy zawodnicy gospodarzy, WKS wygrał z AZS-em Toruń 3:0, w setach do ośmiu, do szesnastu i do dwudziestu trzech.