Starcie MKS-u z Pabiksem od początku było bardzo wyrównane. Prze pierwsze kilkanaście minut na prowadzeniu była raz jedna, raz druga drużyna, jednak żadna nie potrafiła osiągnąć większej niż 1-bramkowej przewagi. Sytuacja zmieniła się dopiero w 17. minucie, gdy na na 2 minuty kary powędrował Michał Bernaś, a jego koledzy - zamiast bronić remisu 9:9 - dorzucili 3 bramki i kiedy Berni wrócił na parkiet, MKS prowadził 12:9. Pierwsza połowa zakończyła się rezultatem 17:13 dla wielunian. Durgi przełom nastąpił pomiędzy 42. a 44. minutą. Grający w podwójnym osłabieniu Pabiks stracił wtedy trzy gole, a sam ani razu nie pokonał - wracającego po długiej przerwie do wieluńskiej bramki - Patryka Stefaniaka i w ten sposób MKS prowadził w tym meczu po raz pierwszy różnicą 6 goli - 24:18.

Tak wysokie prowadzenie gospodarzy utrzymywało się przez kilka następnych minut, a duża w tym zasługa szalejącego na kole Radosława Majdy, który albo sam rzucał bramki po podaniach kolegów albo seryjnie wywalczał rzuty karne, co - przy wysokiej skuteczności z linii 7 metrów Łukasza Piwnickiego - oznaczało kolejne gole.Wprawdzie Pabiks dochodził jeszcze MKS kilka razy na trzy bramki, ale na całe szczęście to było wszystko, na co było tego dnia stać podopiecznych Włodzimierza Stawickiego, ponieważ - ku uciesze wieluńskiej publiczności - „emkaesiacy” zwyciężyli 31:27, udanie rewanżując się tym samym pabianiczanom za wysoką 20:37 wyjazdową porażkę.

reporter: Jacek Piwnicki, zdjęcia: Marcin Pietrzak