Niestety, goście okazali się minimalnie lepsi i zwyciężając 30:29 powiększyli przewagę nad MKSem do sześciu punktów. Na wygraną goście musieli jednak solidnie zapracować, gdyż wielunianie okazali się zdecydowanie najsilniejszym z dotychczasowych rywali lidera.

Dość powiedzieć, że po początkowej wymianie ciosów, podopieczni Grzegorza Garbacza najpierw po raz pierwszy odskoczyli na 2 bramki, by za chwilę powiększyć prowadzenie do stanu 6:3.

Niestety, w tym momencie gospodarze zanotowali 15-minutowy przestój. W efekcie zdobyli w tym czasie tylko jednego gola, pozwalając rywalom na strzelenie aż ośmiu i objęcie prowadzenia 7:11.

Ponieważ dokładnie w tym samym czasie udział w spotkaniu zakończył stanowiący mocny punkt wielunian zarówno w ataku,jak i defensywie, kontuzjowany Artur Bożek, wydawało się, że lider - podobnie jak tydzień wcześniej w meczu u siebie z łódzką Anilaną - zacznie powięszkać przewagę.

Na szczęście nic takiego nie nastąpiło, a po czasie swojego szkoleniowca, to wielunianie z mozołem zaczęli odrabiać straty, które przy prowadzeniu rywali 13:15 do przerwy wynosiły tylko dwie bramki.

Druga połowa rozpoczęła się niestety od kontuzji Arkadiusza Galewskiego, który w składzie MKS- u stanowi równie silne ogniwo jak Bożek. Bez litości wykorzystali to przyjezdni, którzy kwadrans i 12 minut przed końcem prowadzili różnicą siedmiu goli: najpierw 15:22, a następnie 17:24.

Mimo że w pustej hali WOSiR nie miał kto poderwać gospodarzy do walki, ci zdobyli się na ostateczny szturm. Jak na kapitana przystało, sygnał do odrabiania strat dał Krzysztof Węcek, ponadto dobrą zmianę w bramce dał Patryk Jędrzejewski.

W samej końcówce efektownymi akcjami imponowali również: przesunięty ze skrzydła na lewe rozegranie Błażej Golański i prawoskrzydłowy Krystian Kowalik. Doprowadziło to do niezwykle emocjonującej końcówki i ostatecznie do zdobycia choćby punktu zabrakło MKSowi bardzo niewiele.

Być może nieco większej skuteczności z rzutów karnych lub bardziej dokładnych rzutów wielunian do pustej bramki rywali. W żadnym wypadku nie można jednak naszej drużynie odmówić serca do gry, ofiarności i waleczności, a to - mimo ewentualnych braków kadrowych - dobrze wróży w obliczu dwóch ostatnich w tym roku meczów MKS-u w grupie C pierwszej ligi.