Mało tego, w 23 minucie mogło być nawet 1:0 dla gości, ale sędzia nie dpatrzył się faulu walczącego z rywalem o górną piłkę Arkadiusza Zabraniaka i nie podyktował rzutu karnego.

Po przerwie napór gospodarzy nie ustawał, ale nastawieni na wywiezienie z Wielunia jednego punktu masłowiczanie - mówiąc piłkarskim slangiem - ustawili w swoim polu karnym autobus i ani myśleli ułatwiać zadania gospodarzom. Do czasu. W 74 minucie za faul drugą żółtą kartką ukarany został grający trener Masłowic Daniel Misiek.

Wychowanek WKSu bezpardonowo faulował rywala i po chwili jego podopieczni musieli grać w liczebnym osłabieniu. Skutkowało to tym, że coraz częściej zaczęli popełniać błędy, a pierwszym poważniejszym był faul na rywalu z Wielunia w polu karnym.

Tym razem arbiter nie miał problemów, by podyktować "jedenastkę", którą pewnie wykorzystał Robert Matusiak. Utrata bramki spowodowała, że przyjezdni nieco się otworzyli, a podopieczni Sebastiana Banasia i Marka Nowaka tylko na to czekali. W krótkim odstępie czasu dwa błędy defensorów LKSu okazały się brzemienne w skutkach, a za każdym razem wykorzystał je Kacper Nowakowski.

19-latek, który był szkolony między innymi w Miedzi Legnica, grał od 46 minuty, ale po raz drugi pokazał, że ma ciąg na bramkę i z pewnością dał trenerom do myślenia w kwestii ustalenia na przyszłość składu wyjściowego.

Cały mecz WKS 1957 wygrał wprawdzie 3:0, ale jego seria 9 wygranych została przerwana tydzień wcześniej w Błaszkach, gdzie wielunianie ulegli 0:2 liderującemu Piastowi.